2014.11.26 „ZADUSZKI KRESOWE" W DOROHUSKU

  W niedzielne popołudnie 23 listopada 2014 r. w Dorohusku, w odświętnie przystrojonej „sali okrągłej" Pałacu Suchodolskich miejscowy Gminny Ośrodek Kultury i Turystyki zorganizował spotkanie historyczno-literackie pod nazwą „Zaduszki Kresowe". Idea takich i podobnych spotkań, z udziałem przedstawicieli rodowitych rodzin wywodzących się z Wołynia, mieszkańców gminy i młodzieży zrodziła się w listopadzie 2008 roku i chociaż z przerwami, kontynuowana jest do chwili obecnej.

  Organizatorom przyświecał szczytny cel, pielęgnowanie pamięci i tradycji łączących społeczność Rymacz, sąsiednich miejscowości oraz teren gminy Dorohusk, zamieszkującą po dwóch stronach rzeki Bug, a niegdyś stanowiących jedną polską narodowość. Zebranych serdecznie przywitała Dyrektor ośrodka - Jolanta Ryszkiewicz, po czym tematyczną, lekcję historii Kresów udzielił poeta chełmski, antykwariusz - Krzysztof Kołtun. Znaczną część swej wypowiedzi poświęcił kultowi „zaduszek" kresowych.„Na Wołyniu śmierć, pogrzeb i kult zmarłych miały swoistą oprawę. Odwiecznie w tym samym miejscu, gdzie z pokorą do ziemnych mogił, kilkakrotnie w te same miejsca, po minionym wieku, grzebano umarłych. W listopadowe dni parafianie i podróżni szli do zakrystii - aby zapisać Wypominki - czyli imiennie dusze zmarłych Przodków i Dobrodziejów Rodu, do modlitwy wspólnej kościoła. Mieszczanie płacili groszem, a wieś najczęściej w naturze, prosem, hreczką, woskiem i miodem (czym kto bogaty). Nabożeństwo „Wszystkich Świętych", suma prawiła się uroczyście
z dostatkiem świec, kadzidła i uroczystych śpiewów. Kościół z ludźmi klęczącymi zamieniał się w wielką łódź niesioną na falach modlitwy, pomiędzy dwoma brzegami, życia i wieczności. A od parkanu do samej dzwonnicy, w szerokim szpalerze jęczała modlitwami zbieranina dziadów zadusznych, proszących o jałmużnę i modlących się starowiecznymi modlitwami, m.in. do św. Barbary i Nepomucena.Zdawało się, że z ust jakiegoś starca, słychać słowa zza grobów, na upomnienie żyjącym. "Jakie życie, taka śmierć, jaka śmierć, taka wieczność". Mówiono, że tej nocy dusze pokutne z łaskawości nie straszą, że choć na wypuście z czyśćca, mogą wędrować, to nikomu, żadnej krzywdy nie uczynią. Co najwyżej ognikami po bagnach i krzyżowych drogach świecą, jakby napełnione jasnością darowanej modlitwy. Nazajutrz w dzień „Zaduszny" prawiły się nieszpory na cmentarzu i najpobożniejsi, okryci żałobą, rozmyślali nad grobami, nawiedzając je, aż do siódmego dnia listopada" zakończył swoją opowieść Krzysztof Kołtun. Tematyka zaduszek nie była jedyną, którą autor przedstawił zebranym. Wypowiedzi jego przeplatane były pokazem multimedialnym nagranym przez Telewizję Lublin w jego antykwariacie kresowym w Chełmie i recytacją wierszy, między innymi z tomiku „Trzy grosze do wykupu".Ciekawie o kresach, na przykładzie miejscowości Zanowinie mówiła także Agnieszka Pajączkowska z Warszawy, animatorka kultury i kulturoznawczyni, reprezentująca Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę". Dlaczego Zanowinie? Agnieszka Pajączkowska trafiła do Zanowinia w zeszłym roku, w trakcie podróży Wędrownym Zakładem Fotograficznym. Poznała wtedy członkinie zespołu "Nadbużański Klon Zielony" i innych mieszkańców malutkiej, złożonej z kilkunastu domów, wsi. Pomysł, aby wrócić właśnie tutaj w ramach projektu Tożsamości Odzyskane wziął się z opowieści i doświadczeń osób mieszkających w Zanowiniu, wśród których większość pochodzi zza Buga. Do Zanowinia przenieśli się wraz z rodzicami i rodzeństwem, uciekając przed rzezią wołyńską. Niemal w tym samym czasie z wsi, która przed wojną była niemal w całości rusińska (ukraińska) wysiedlono jej dotychczasowych mieszkańców w ramach tzw. wymiany ludności między Polską a ZSRR. W opuszczonych domach zamieszkali uciekinierzy zza Buga, Ukraińcy zaś zostali wywiezieni w głąb Związku lub szukali nowych miejsc do życia w wioskach na wschodnim brzegu Buga. Jedni i drudzy liczyli, że niebawem uda im się wrócić do siebie.W Zanowiniu pamięć o przesiedleniu i ucieczce jest bardzo żywa - mieszkańcy pochodzą z kilku, sąsiadujących ze sobą zabużańskich wsi, niektórzy znali się również przed wojną. Każdy zna historię swoją i sąsiadów. W miejscowości tej działa też wyjątkowy zespół - "Nadbużański Klon Zielony" obchodzący w tym roku swoje 40-lecie. To zespół sześciu śpiewaczek, które kontynuują i przetwarzają zabużańskie tradycje muzyczne - śpiewają pieśni, których nauczyły się od swoich matek i babć. Wiele z nich przetłumaczyły z oryginalnego języka chachłackiego na język polski. Członkinie zespołu to osoby bardzo otwarte na współpracę, opowieści, wymianę przeżyć, ich wsparcie, zainteresowanie projektem i przychylność sprawiły, że praca, rozpoczęta w Zanowiniu może doprowadzić do stworzenia unikalnych materiałów dokumentujących doświadczenia związane z przesiedleniami i pamięcią o nich.„Pracowałyśmy w Zanowiniu przez siedem dni, ciekawie opowiadała Agnieszka Pajączkowska. Poznałyśmy wszystkich mieszkańców wsi. Usłyszałyśmy wiele historii, obejrzałyśmy masę starych zdjęć, znajdując wśród nich prawdziwe skarby. Lepiłyśmy pierogi, kręciłyśmy miód, pomagałyśmy pleść dożynkowy wieniec, słuchałyśmy pieśni. Dzięki cierpliwości uczestników warsztatów i mieszkańców, zebrałyśmy wiele materiałów audio i wideo. Po montażu i tworzeniu krótkich wideoobrazków opowiadających o historiach przesiedleń, jak też o tych, którzy przyszli, i o tych, których już nie ma, przyszedł czas na projekcję, którą planujemy na połowę listopada" zakończyła swoją wypowiedź Pani Agnieszka. Słowo zostało dotrzymane i wszyscy z zaciekawieniem obejrzeli niezwykle pasjonujący, ponad 20-minutowy materiał, po projekcji nagrodzony gromkimi brawami.Te niezwykle ponad 3-godzinne udane, pełne wspomnień, nostalgii spotkanie upłynęło w ciepłej, serdecznej atmosferze, wszyscy wyrażali chęć jego kontynuacji. Pieśni w wykonaniu zespołów śpiewaczych, „Ale Babek" z Kapelą Męską z Dorohuska i „Nadbużański Klon Zielony" z Zanowinia dodawały uroku i wywoływały wzruszenie wśród uczestników spotkania. Żegnając się, wszyscy umawiali się na kolejne spotkanie za rok.